Kiedy myślimy o muzyce która towarzyszy Świętom Wielkiej Nocy do głowy od razu przychodzą nam dwa genialne dzieła. I chociaż nie wiem co by się działo, to chyba nic już tego nie zmieni. To „Pasja według św. Mateusza”- Bacha i „Mesjasz” – Händla. Dzieła te są często ze sobą zestawiane i porównywane. „Mesjasz”, to nie tylko słynne „Alleluja”, mimo poważnej, można by rzec podstawowej dla człowieka tematyki tego oratorium, geniusz kompozytora sprawia, że jest ono przystępne w odbiorze, momentami zwiewne, rzadko patetyczne, a prawie zawsze uwodzicielskie i wciągające słuchacza w swój świat. Z kolei „Pasja według św. Mateusza” zawiera wszystko to,
co w Bachu lubimy i podziwiamy, wspaniałą polifonię, logiczną, matematyczną konstrukcję, bogactwo harmonii i melodyki. Nie ma się co łudzić, że znajdziemy
w literaturze muzycznej coś, co zbliży się do tych dwóch przykładów muzycznego geniuszu. Jestem gotowy dać odpór każdemu, kto będzie miał inne zdanie,
nie wykluczając nawet użycia środków perswazji bezpośredniej.
Jednak sprawa może się nieco skomplikować. Jesteśmy częścią tak zwanej kultury zachodniej, ale co będzie kiedy spojrzymy na Wschód? Wschód czyli Kościół prawosławny. Nam w Polsce prawosławie kojarzy się często z Rosją i Rosjanami, pamiętać jednak należy, że Rosjanie przyjęli chrzest dopiero w roku 988 od Bizancjum czyli od… Greków. Do wielkiej schizmy wschodniej doszło zaś w roku 1054. Wcześniej, my łacinnicy tworzyliśmy jeden Kościół z prawosławnymi. Co jednak wynika zatem
z tego długiego i szczegółowego wywodu dla muzyki? Ano to, że oba Kościoły rozwijały się inaczej i ulegały innym wpływom. W Kościele prawosławnym językiem liturgicznym był grecki, co skutkowało naturalnym oddziaływaniem kultury i tradycji hellenistycznej. Ze względu zaś na położenie geograficzne wchłaniał on także wpływy syryjskie, żydowskie, a nawet egipskie. W efekcie muzyka liturgiczna katolików i prawosławnych różni się od siebie tak jak niebo i ziemia, chociaż i my, i oni kierujemy się w naszej muzyce raczej do Nieba.
Fr. Nikodimos Kavarnos – Eksedysan me (Zdradzili mnie)
Grecki Prawosławny Hymn na Wielki Piątek, Haga Sophia 2008 r., Konstantynopol
Ani to nie przypomina „Pasji”, ani „Mesjasza”, a jednak po wysłuchaniu znajduję się
w stanie wielkiego podziwu dla tej muzyki. Nie słucha się jej łatwo, to inne harmonie, brzmienia, budowa utworów, język. Pamiętajmy również o tym, że muzyka cerkiewna jest zawsze muzyką wykonywaną a cappella. Jednak komuś, kto zada sobie trochę trudu
i otworzy się na inny muzyczny świat może sprawić ogromną satysfakcję i dostarczyć głębokich przeżyć.
Fr. Nikodimos Kabaranos – Egkomia B’stasis/Aksion esti
Grecki Prawosławny Hymn na Wielki Piątek
Prawosławna muzyka liturgiczna oparta jest na innych skalach niż współczesna muzyka Zachodu. Skale te wywodzą się z antyku, tak jak na przykład skala dorycka, frygijska
czy lidyjska. Tworzone przez Greków zawierały jednak elementy wschodnich kultur
o których wspomnieliśmy wcześniej. W muzyce Zachodu przetrwały one w postaci skal modalnych na których opiera się chorał gregoriański. No dobrze, ale po co nam
to wszystko wiedzieć? Albo się nam muzyka podoba, albo nie. Dla przeciętnego odbiorcy pewnie nie ma to znaczenia, my jednak spróbujmy pójść trochę dalej.
W roku 1953 niejaki George Rusell, amerykański pianista i teoretyk muzyki opublikował książkę pod tytułem: „Lydian Chromatic Concept of Tonal Organization”, brzmi
to trochę jak czarna magia, ale dzieło to dało podstawy teoretyczne do powstania jazzu modalnego, czyli wykorzystującego właśnie antyczne skale modalne, takie jak
na przykład skala lidyjska. Koncepcje Rusella wykraczały także daleko poza jazz.
To wszystko może brzmieć nieco zawile, jednak kiedy słuchamy muzyki, w której wykorzystano tą koncepcję, takie zawiłe już nie jest. Można się o tym przekonać zapoznając się z najbardziej znaną płytą jazzową świata czyli „Kind of Blue” – Milesa Davisa. Co warto odnotować, jej miłośników znajdziemy także wśród osób, które
na co dzień jazzu nie słuchają. Tak oto Miles Davis, John Coltrane, Eric Dolphy, Bill Evans i niezliczona rzesza innych muzyków stali się spadkobiercami antycznej, średniowiecznej i bizantyjskiej tradycji i kultury muzycznej. Czy może nas to dziwić? Może trochę tak, ale przypomnijmy sobie, że muzyka – jest tylko jedna.
Dużo poświęciliśmy dzisiaj Wschodowi, spójrzmy zatem na koniec jeszcze raz
na Zachód. Oto parafialny chór męski Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego
z miejscowości Huntsville w Alabamie, USA.
Take 6 – Spread love
A więc, szerzmy miłość i cieszmy się Świętami Wielkiej Nocy!
Czego Drogim Czytelnikom i sobie samemu życzę.